niskie loty
Czasem dostaje sie komus, kogo zupelnie nie widze.
Czasem nie widze rzeczywiscie dobrze zla jakie ktos mi robi,
bo patrze pod zlym katem.
Z reguly okazuje sie, ze mam do czynienia z do cholery zwyklym czlowiekiem. Tyle, ze ten wczesniej ode mnie lub akurat w tym momencie uwierzyl wlasnym imaginacjom, buduje zamki z piasku, rozgrywa wyimaginowane wojny z wyimaginowanymi wrogami, chce sie odegrac, bo kiedys dostal, albo calkiem juz zapomnial dlaczego (tak jak to bywa z niektorymi wojnami). Wtedy nie chce nawet gniewu , a przynajmiec nie chce wchodzic w te sama matnie co on. U zrodla to ten sam obled, jedynie odmienna forma. Niech sie gniewa Ten co widzi wszystko przejrzyscie i jak na dloni, kto wie czy ktos za duzo chce czy nie.
Ale gdzies musi byc ten realny wrog, scierwo, czarna dzura naciskajaca na mozg, ktora cieszy sie z kazdego wyrwanego kawalka zycia we wzglednym spokoju. Nie chce wierzyc, ze "to my", , czasem tak, bo sie temu poddamy, ale to jest wieksze od nas. To jest jak ciemna otchlan czajaca sie na dnie zbocza, po ktorym idziemy. My czasem sie tam zapuszczamy, czasem zostajemy, czasem, ktos nas wyciaga i jesli starczy nam woli, nie wpadamy znow w to samo.