Bez tytułu
Strasznie trudno mi jest na powaznie miec kontaktw uczuciami tak, zeby nie zalala mnie cala gora niewiadomoczego, co rozwali mnie , swiaat wokol i kazdego kogo napotkam. Nauczylam sie nie brac swoich uczuc na powaznie i dobrze mi sie z tym zylo, wiele razy uniknelam glupich decyzji, ktorych na bank bym potem zalowala. Pozwalalo mi to z dystansem patrzec na swiat i ludzi, ktorzy byli tez wciagnieci w swoje uczucia akurat. Moglam im wtedy pomoc bardziej, "wlaczajac" uczucia kiedy trzeba, czyli np. przy pragnieniu czegos ok, dobrego. Ale "avec moderation". A wiem, ze musze podejsc do nich powaznie, i rozwiazac pewne problemy, ktorych juz nie da sie rozwiazywac na zasadzie unikania (choc jest to w wielu wypadkach odpowiedni sposob, np, jesli nie masz lepszego wyjscia, a inne byloby gorsze- tak logicznie rzecz ujmujac :).
Teraz sytuacja, ktora zdazyla sie przed chwila.
Nie potrafie sobie przypomniec uczuc. Czuje nakaz, by jak najszybciej sie ich pozbyc, bo czuje, ze cos w nich bylo nie tak. No bylo, tylko nigdy nie dowiem sie co, jesli o nich zapomne. Potrzeba kogos, kto mnie wyslucha i wezmie to na powaznie, ale nie jakos smiertelnie.
WAZNE: czym ejst to co pisze? w kazdym momencie i to co pisze inny czlowiek.